• Idź do treści
  • Idź do menu
  • Idź do wyszukiwarki
  • Eseje KLT, zamieszczone w tygodniku konserwatywnym "W Sieci"

    Najważniejszy dzień (moralitet na poniedziałek) ·

    W święta i w ostatni dzień roku, składaliśmy sobie życzenia. Na pozór były szczere, osobiste, płynące z całego serca. W ten „najważniejszy dzień” – w Sylwestra, słyszeliśmy w kółko to samo. Życzono nam i my także życzyliśmy każdemu: „Zdrowia, pomyślności, spełnienia marzeń, pieniędzy i wiele szczęścia. Były to niestety czasami życzenia bezduszne, niekoniecznie płynące z serca, wynikające z sytuacji. A przy tym, nieustannie z głośników rozmaitych galerii i stacji radiowych, płynął wciąż ten sam refren amerykańskiej piosenki: „DON’ T WORRY, BE HAPPY!”. Znów było powierzchownie, płytko, komercyjnie. Jaka szkoda, że „spece” od układania melodii na święta, zapomnieli o cudownej, polskiej piosence pod tytułem „Życzenia z całego serca”, którą do wiersza nieżyjącego od kilku lat mojego kolegi – poety Andrzeja Jastrzębca Kozłowskiego, napisał mistrz Andrzej Skald Zieliński. W kolejne święta Bożego Narodzenia zamęczano nas, podobnie jak przed rokiem grupą Wham, Chris‘em Rea i Chris‘em Botti. Amerykanizacja polskiej kultury weszła w ostatnie stadium. Wypływa to nie tylko ze snobizmu Polaków, że wszystko co obce jest najlepsze. To rodzaj paranoi, którą czas zakończyć. A gdzie nagrania Trebunie Tutki, Leszka Długosza, Bogusława Meca? Gdzie polskie kolędy? Gdzie polska poezja śpiewana? Czy musi być ciągle skocznie, swingowo? Może i my posiadamy swego Nat King Cola. Trzeba go tylko odkryć i wylansować.
    Cudze chwalicie – swego nie znacie. A może ambitna, z literackim tekstem polska piosenka dla masowego widza jest zbyt trudna w odbiorze? Polacy nie są debilami. To ludzie z duszą, niejednokrotnie wrażliwsi od kretynów polityków. Słowacki, Norwid, Konopnicka, Hłasko, Kofta, Nowakowski, Tyrmand, Chopin, Komeda, Kilar – też byli Polakami i tworzyli dzieła sztuki. Prawdziwe brylanty. Nie wmawiajmy zatem sobie, że nasz duch jest marny, i że jesteśmy wyłącznie zapatrzeni w Amerykę.
    Wracam do życzeń z całego serca. Hapiness, Le Bonheur, Cчастье, Szczęście … Czym ono jest w istocie? Czy ktokolwiek wie na czym polega? – Czy widzieliście kiedyś w Polsce szczęśliwego człowieka? Który śmieje się do rozpuku, skacze do góry z radości jak dzieciak, choć jeździ niezłym samochodem, ma najnowszy model komórki, ciekawą, dobrze płatną pracę i udany związek. Przeważnie spotykamy malkontentów. Gdy obserwuję Polaków, mam wrażenie, że większość nie potrafi już docenić, że ciągle żyje, nieźle im się powodzi. Choć mają na chleb i rachunki oraz na małe przyjemności. Wielu z nas zachowuje się tak, jakby szło na operację, która nie może się udać. Taka jest nasza polska mentalność. Narodowy charakter. Skrzywione twarze, marsowe miny, pogięte sylwetki albo obłędny pośpiech w oczach, to zaledwie kilka charakterystycznych cech rodaków, którzy walczą z nadwagą, przeklinają swój los, są nieżyczliwi, ordynarni, zazdrośni o czyjś sukces, wrogo nastawieni do najbliższych. Może najpierw trzeba być ubogim i nieszczęśliwym, aby kiedyś poczuć wreszcie upragnioną metafizykę szczęścia?
    Paradoksalnie, te szalenie banalne, wręcz standardowe życzenia, z okazji świąt i nowego roku, prawie nigdy nie spełniają się. Co druga para rozwodzi się. Znów młody człowiek zabił się na motorze. Rozpacz starej matki, rozpacz żony, smutek maleńkich dzieci. Ktoś z naszych znajomych ma raka. Kilku kolejnych przyjaciół znów odeszło za horyzont wśród chmur.
    Tak, życzenia są zawsze miłe, lecz rzadko się spełniają. Pozostaje nam wiara, ze nowy rok będzie lepszy, bardziej twórczy, a my sami zmienimy się. Bo zmieniać się można i trzeba do późnej starości.
    Na okrągło atakują nas w mediach wyświechtane slogany: – „Kup to, kup tamto! Wielka obniżka! Zasługujesz na to! Jesteś tego wart! Kup to, bo jutro będzie za późno! – Czy na pewno zasługujemy na tyle szczęścia? Zresztą – podkreślę – szczęścia pozornego. Ponieważ jesteśmy młodzi, ciężko pracujemy – mamy zatem nieco więcej pieniędzy. Lecz czy owe produkty i piękne przedmioty mają w istocie jakąś wartość? Albo są jakąkolwiek gwarancją, że człowiek poczuje wewnętrzną siłę? Ruszy się z pod telewizora. Odstawi piwo. Rzuci narkotyki. Przestanie palić. Zacznie biegać, jeździć na rowerze, grać w tenisa. I w spotkaniu z życiem, odnajdzie w końcu prawdziwy sens istnienia, gdy pewnego przepięknego dnia, poczuje wyjątkową frajdę na przykład … w pomaganiu innym?
    Pomoc drugiemu człowiekowi. Jakie to proste a jednocześnie skomplikowane. Na przeszkodzie stoi trudny do opanowania – nasz egoizm.
    Borykając się z problemami, nadrabiamy miną. To takie amerykańskie. Nie dawać się. Chociaż manifestowanie pesymizmu jest dużo łatwiejsze, niż dobrych pozytywnych myśli. O wiele łatwiejsze od ciągle u nas niepopularnego optymizmu.. Taka postawa wkurza wiecznych malkontentów. Po co się starać? Najłatwiej upić się. Pójść na dziewczyny. Zaszaleć. W ostateczności … skoczyć z mostu. O wiele trudniej po prostu żyć. Kreatywnie. Pod prąd. Żyć zgodnie z chrześcijańskimi zasadami a jednocześnie z pasją. Uświadomiwszy sobie wreszcie, że życie jest dane nam tylko raz.
    Warto – naprawdę warto zadawać sobie każdego dnia zwyczajne pytania: Gdzie tkwi busola życia?… Czy potrafimy sprawiać aby było lepsze? Najzwyczajniej w świecie – udane.
    Co wybrać? Prawdę, czy fałsz? Radość, czy smutek? Melancholię czy pogodę ducha? Krótkotrwałą ale opłacalną karierę po trupach, czy mozolną, nie rzucająca się w oczy drogę artysty. Nie przynoszącą profitów działalność charytatywną. Przepełnioną duchowością.
    Co wybierzemy? Dekalog wartości, który przypomina nam zwykle o miłości – tym najpiękniejszym z uczuć, które zawsze jest poświęcaniem się dla bliźniego, czy – wszechobecny kult dorabiania się? A może wybierzemy przyjaźń i solidarność, zamiast egocentrycznego stosunku do świata? Do czego będziemy dążyć i co wybierzemy – zależy tylko od nas.
    Najważniejszy dzień, to twój zwyczajny dzień. Nie żadne święto. Ani Haloween, czy „Thanks Giving”, gdy w Ameryce zabijają milion indyków – tym bardziej święto „1 Maja”. Najważniejszy dzień, może okazać się twym kolejnym poniedziałkiem, kolejną środą czy piątkiem. Gdy leje deszcz, a wisielczy humor ścina cię z nóg. Nie musisz brać aspiryny. Nie wspomagaj się alkoholem. Znajdziesz go w swej pracy, na polnej drodze, albo w wieczornej, krótkiej modlitwie. W swojej intymności. W bystrym spojrzeniu przechodnia, który mija cię na chodniku. Tak samotny jak ty, zagubiony, nieporadny jak dziecko. Znajdziesz go w sylwetce bezdomnego, który wyciąga do ciebie rękę. Gdy zawieszasz wzrok na nieznajomej dziewczynie i nagle uginają ci się nogi w kolanach na widok nieskazitelnego piękna. Tym dniem, okazać się może ten, w którym uczyniłeś coś, czego nie potrafiłeś zrobić od wielu tygodni. Na przykład dla swojej starej matki. Gdy wpadałeś do niej na pięć minut – zwykle mówiłeś: „Muszę iść. Mam tysiąc spraw, nie mam czasu, muszę lecieć. Wpadnę jutro!”. I nagle… zostałeś na dłużej. Usiadłeś w fotelu, zdjąłeś jej buty, włożyłeś ranne pantofle i pozmywałeś statki. Pięciominutowe, rutynowe spotkanie z matulą, zamieniłeś w przepiękne rande vous. Siedziałeś kilka kwadransów, czytałeś jej ulubione wiersze, a gdy skończyłeś, za szybą pojawił się księżyc. Minęły kolejne dwa kwadranse a ty ciągle nie wychodziłeś i długo, bardzo długo, w milczeniu trzymałeś ją za rękę. Poczułeś, że znów jesteś dzieckiem.
    Twoim najważniejszym dniem, może okazać się taki, gdy wróciłeś do porzuconego partnera. Skruszony, pokorny, bijąc się w piersi. Niekoniecznie z kwiatami. Raczej z jej ulubionymi perfumami.
    Lub dzień, w którym wziąłeś z Przytuliska dla bezdomnych zwierząt – psa. Taki dzień – taką chwilę, zapamiętasz do końca swoich dni.
    Nikt nas nie uczył jak żyć – fakt! Mamy alibi doskonałe. Jeśli rzeczywiście chcesz być szczęśliwy – uczyń coś dobrego dla drugiej istoty. W zwyczajny, powszedni dzień. Bo tylko taki będzie wówczas twym najważniejszym dniem.
    Nie wahaj się! Spróbuj.

    Komentarze

    Pomoc Textile

    Zobacz też: