• Idź do treści
  • Idź do menu
  • Idź do wyszukiwarki
  • LEONARD COHEN ·




    Rozumiem Cohena.
    Zobaczył w niej światło. Nie tylko
    wielki talent.
    Wspólnie stworzyli kilka arcydzieł:
    “Everybody Knows”
    “Boogie Street”
    “In My Secret Life”

    Cały album “10 NEW SONGS”.

         Swój ostatni album „You want it darker”, nagrywał śmiertelnie chory. Śpiewając w fotelu. Lecz nie zdradzał się z tym, że cierpi. Z pewnością łykał przeciwbólowe proszki.
         Muzykom wyjmował z lodówki piwo, własnoręcznie przyrządzał kanapki i robił herbatę.
         Już po jego śmierci, Adam, syn – także kompozytor i poeta, wyprodukował jeszcze jeden pożegnalny album „Thanks for the Dance”. Powstał z ostatnich szkiców Ojca, których sam nie zdążył zrealizować.
         Te płyty przenoszą nas w inna galaktykę. Warto wsłuchać się w nuty i strofy każdej ballady. Sięgając do słownika, lub to książek z piosenkami Cohena. Np. do „Księgi tęsknoty” & „Płomienia”. Jego wiersze, wyobraźnia jaką posiadał, klasa tych piosenek powala. Nie pozwala milczeć. A może właśnie milczenie bywa najlepszą recenzją?

         Ten głos jest wyjątkowy. Rozpoznawalny przez każdego – nawet tych, dla których Sztuka, Muzyka i Poezja, są obojętne.
         Cohen kochał ludzi i był wiecznie głodny świata. Jego pasją było mocowanie się ze słowem. Swoje książki : „Ulubiona gra”, „Piękni przegrani”, strofy jego wierszy, to klejnoty. Prawdziwe poematy. Diamenty!

         Pisanie określał jednym słowem „struggle” – walka! W tej walce, która bywa udręką Artysty, spełniał się. Lecz przyznawał, że to tylko dzięki kobietom – swym muzom – potrafił wykrzesać w sobie to co najlepsze, najprawdziwsze. Należały do nich: Marianne Ihlen, Judy Collins, Janis Joplin, Nico, Joni Mitchell, Kelley Lynch, Suzanne Elrod, Jennifer Warnes, Rebecca de Mornay, Sharon Robinson, Anjani Thomas.
         Dla pierwszej – swej największej miłości, której poświęcił jeden ze swych najwspanialszych utworów „So long Marianne”:, napisał przed jej śmiercią pożegnalny list: – „Jestem gotów stanąć przed Panem. Wiedz, że jestem tak blisko za Tobą, że jeśli wyciągniesz rękę, to myślę, że dosięgniesz mojej…”.

         Cohen i Ihlen spotkali się w latach sześćdziesiątych. Gdy była umierająca, napisał: – „Marianne, przyszedł czas, kiedy jesteśmy bardzo starzy i nasze ciała rozpadają się, wiedz, że zawsze kochałem cię za twoje piękno i twą mądrość, ale nie muszę o tym nic mówić więcej, bo wszystko wiesz. A teraz chcę ci życzyć bardzo dobrej podróży. Żegnaj dawna przyjaciółko. Nieskończenie kocham, do zobaczenia na drodze…”

         Dzisiaj wszyscy zastanawiają się kim był? Wizjonerem? Lecz na czym polega owo wizjonerstwo. Tu, pojawia się tajemnica! Nie wszystko daje się przełożyć na słowa, a to, co ukryte w duszy każdego z Nas, bywa banalne albo metafizyczne. Nieodgadnione. Czasami plugawe. Piękne. Lub tragiczne.

         Cohen mawiał, że lubi smutek i melancholię, bo w naszym życiu musimy zadowalać się częściej porażkami niż szczęściem. To ostatnie przypomina okruchy niewypolerowanego szkła. Innym razem mieniącego się przenikliwym światłem.
         Jego wiersze rzadko opowiadały o radości. Wszędzie dostrzegał nostalgię. Na peronie, z którego odjeżdża ostatni pociąg. W hotelu, za którego oknem przemykają spóźnieni przechodnie. W barze na V Avenue, gdzie ostatni bywalcy, o 2 w nocy, wypijają ostatni kieliszek whisky. W Montrealskiej zawiei, zimą, gdy daleko do autobusu i ogrzewanego metra. W starym swetrze zapinanym na guziki. Albo w błękitnym prochowcu, o którym napisał tak prosto, i dlatego przejmująco.
         Gdy co ranek budzę się w swej sypialni i jednocześnie malarskiej pracowni, spoglądam przez szybę na przemijające pory roku, a potem na Jego oprawiony plakat z koncertu, który odbył się na Torwarze 1.10 2008 roku, widzę Leonarda Cohena w kapeluszu, w garniturze w prążki, z tygodniowym, siwym zarostem. Patrząc mi w oczy z przenikliwą mądrością i czułym spokojem, zdaje się mówić : – „Wszyscy odchodzą: Fryderyk Chopin, Vincent van Gogh, Federico Fellini, Marlon Brando. Lecz tylko wrażliwi – najwrażliwsi – pozostawiają swą cząstkę…”


    KLT
    Mr Nostalgia


    Tekst:
    Jest 6 rano
    Leonard Cohen
    Ukończył wreszcie
    Ostatni wers.

    Ktoś w pustym barze
    Przy Crescent street
    Próbuje śpiewać
    Zgubiony wiersz.

    Montreal w deszczu
    Warszawa w słońcu
    Bywałem tutaj
    Bywałem tam.

    Oh! Leonardzie
    Któż Cię doceni?
    Wśród naśladowców
    Z pewnością – ja !

    REF: Zaginiona piosenka Cohena
    Utracone strofy poety
    Czym są: miłość, samotność, nadzieja?
    Nie zaśpiewasz już o tym – niestety!

    Zaginiona piosenka Cohena
    On nie dokończy jej już!
    Próbował ulepszyć nią świat
    Ciebie i mnie
    Każdego z Nas.

    Jest 4 w nocy
    Leonard Cohen
    Śpiewa swój: „Sławny błękitny płaszcz”.
    Któż go zszyje?
    Rozdartą połę
    Komu słuchając
    Popłynie łza?

    Kto dziś zanuci?
    Kto Nas dziś wzruszy?
    Może Anjani
    Być może Sharon?
    Razem w duecie
    Lecz już bez Ciebie
    Lecz już bez Ciebie
    Zanucą tak:

    REF: Zaginiona piosenka Cohena

    Komentarze

    Interview with Leonard Cohen and Anjani Thomas ·

    Komentarze