• Idź do treści
  • Idź do menu
  • Idź do wyszukiwarki
  • Eseje KLT, zamieszczone w tygodniku konserwatywnym "W Sieci"

    Psia łapa ·

    „Mam chorobę społeczną. Co wieczór muszę wychodzić. Jeśli zostanę w domu choć na jedną noc zaczynam z moimi psami plotkować. Gdy raz spędziłem w moim domu tydzień, moje psy załamały się nerwowo…”
    Andy Warhol

    „ P S I A Ł A P A “

    Dwa i pół roku temu, jechałem do Kazimierza Dolnego. Było ciepłe, wrześniowe południe – podjesień. Zbliżałem się do Gniewoszowa. Jest tam kościółek, straż pożarna, w sumie kilkadziesiąt domostw oraz cmentarz i wiejski sklep. Na końcu mieszka kamieniarz, który robi nagrobki. Miejscowość jakich tysiące w Polsce. Lecz Gniewoszów znany jest z największego ronda w kraju. Nagle pojawia się przestrzeń. Wieje pustką, słowiańskim smuteczkiem. Mieścina jest jak biedny, lecz schludny gość. Tu i tam siedzą na zydlach starzy ludzie. Przed płotem, wprost na chodniku. Siedzą godzinami zapatrzeni w swą błękitną młodość, która przemknęła niespostrzeżenie, jak wczorajszy dym. Byłem podrażniony. Pewnie pięknem pejzaży, które zostały z tyłu, mijającym bezpowrotnie latem. I ja wspominałem swoje życie. Drobne sukcesy, które przykryły popełnione błędy i niezliczone porażki. Sukcesy szybko się zapomina. Porażki tkwią w człowieku jak cierń. Tylko kochając można być szczęśliwym. Kochając psa, kota, konia, ludzi bezdomnych. Jeśli nie będziemy kochać – nasze życie przemknie niezauważenie. Czyń dobro. Zachwycaj się światem. Ptakiem, drzewem, krętą, polną drogą. Graj na pianinie. Nawet na grzebieniu, ale graj! Może wówczas poczujesz, że twoje życie ma głębszy sens.

    I oto w tej mieścinie, na chodniku, wyrasta spod ziemi, jak z innego XIX wiecznego świata, babulka. Jak z baśni Andersena. Okutana szarą chustą. Pomarszczona z wysuniętym do przodu podbródkiem. Bezzębna, niby zjawa. Wyskakuję z wozu, wyjmuję aparat, automatycznie zwalniam spust, robię przez zaskoczenie pierwsze zdjęcie. Podbiegam i patrząc z zachwytem pytam – Dzień dobry. Czy mógłbym pani zrobić kilka fotografii ? Chciałbym panią namalować… – Dzień dobry – odpowiada babulka nie stropiona. – Zdjęcia? – Ależ proszę. Będzie miło. Proszę…
    Ruszam za nią chodnikiem. Kobieta prowadzi mnie do swej chaty. Przyglądam się kobiecinie. Ile może mieć lat ? 90, 95, 100 ?… Po kilkuset metrach wchodzimy przez furtkę do obejścia. Zamiast skobla – kawałek drutu.
    Na płocie dwa wychudłe koty witają nas jak swoich. Żebra jak tarka. Miauczą – widać stęsknione i głodne. Naraz, zza drugiej, z pochylonym dachem chaty, jak z procy wyskakuje sześć szczeniaków, a tuż za nimi duża suka – ich matka. Omiatam wzrokiem psią czeredę. Wśród pisku i poszczekiwania, na samym końcu leci najbardziej pocieszny, najmniejszy, czarny kłębek z podpalanymi łapami i jasnym tyłeczkiem.
    Ma długi pysk, kłapouche pełne wyrazy uszy i króciutki ogonek. – Chciałbym tego Malucha – mówię nieśmiało. Byłbym pani wdzięczny… – Czemu nie. I tak muszę je wszystkie oddać. Mam tu kilka kotów i ich matkę Ronię – Ooo! to ta, która tak się denerwuje… – Bo wyczuwa co zamierzamy. – Tak, psy słyszą, psy wszystko rozumieją. – W przeciwieństwie do ludzi, którzy udają głuchych. – Tylko…czy on jeszcze ssie cycusia? – A jakże! Potrzebuje jeszcze matki… Może go pan wziąć za 10 dni. – Naturalnie. Zgoda! Będę przejeżdżał, to wstąpię. – A jak go pan nazwie? – Nazwę go… “ Solomon “. Wracałem do Warszawy podniecony i szczęśliwy. Ten pies – myślałem – będzie wszystkim co mam i co chcę mieć. Bo jeśli nie masz nikogo wśród ludzi, kogo mógłbyś pokochać, to źle, bardzo źle ! Ale możesz mieć psa. Tak, bracie – tylko kochając, można być szczęśliwym…
    Po dziesięciu dniach, odebrałem Malucha pani Helenie ze wsi Gniewoszów. Solomon jechał po raz pierwszy w życiu do miasta. Jego pierwsza podróż, była wspaniałym i niepowtarzalnym przeżyciem. Czarny kłębek na wycieraczce z przodu. I nasz pierwszy, niezapomniany dialog: – Wiesz, skarbie – trajkotałem, jak nawiedzony – ty, jesteś cudny, mądry pies. Lepszy od ludzi. Jesteś Solomon, Sol – mój kumpel. Mój kochany, najlepszy pies! – A Sol…- Sol piszczał i lizał moją rękę.
    Odrobaczyłem Solomona i zaszczepiłem przeciw wściekliźnie. Weterynarz założył mu książeczkę zdrowia. – A gdybym chciał wziąć go do Berlina, to co mam mu jeszcze załatwić? – pytałem jakby to było moje dziecko. – Dostanie psi paszport. – Co mam mu dawać jeść? – Tylko gotowane mięso. Kurę, indyka, jeśli polubi toteż rybę. Nic smażonego! Psu nie wolno jeść kartofli, bo ich nie strawi. – A słodycze, ciasteczka? – Dostanie pan dla psa specjalne smakołyki. Zero czekolady! To dla psa trucizna! A tymczasem posmarujemy mu futro preparatem na kleszcze. Na karku kilka kropel i nad ogonkiem. Co 4 tygodnie a nie co miesiąc proszę to powtarzać. To wszystko. Dostanie od nas w prezencie specjalny chip i numerek do obroży. Gdyby nie daj Boże się zgubił – będzie go można łatwo odnaleźć.
    Zrobiłem Solomonowi pierwsze zdjęcia, a następnie wysłałem je przyjacielowi. Gerard w Rhode Island zakupił dla psa amerykańskie kości i smakołyki. Podobnie Ewa w Paryżu. Wszyscy przyjaciele kochali psy i bardzo się starali, żeby to podkreślić. Gerard napisał : – “ Wysyłam twojemu psu kości amerykańskie a nie chińskie. Te ostatnie są bardzo szkodliwe. Kilka psów po zjedzeniu ich zdechło. Teraz masz burka… – nazwałeś go przepięknie – na cześć Solomona Burke’ a – twego ulubionego wokalisty… “ “ Pies, to przyjaciel człowieka “ . Oto największy banał a jednak zdanie tak trafne, że każdy kto miał kiedykolwiek psa – wie, że to oczywista prawda. Pies patrząc rozmawia oczami. Porozumiewa się z człowiekiem poprzez przechylenie głowy. To znak, że uważnie słucha. Pies docieka o co nam chodzi. Reaguje merdaniem ogona, podnoszoną łapą. Gdy unosi ją w górę i oplata naszą rękę – daje dowód swego przywiązania. Pokazuje także, że pragnie być zauważonym. W tym przyjacielskim odruchu, serdecznym psim geście – mieści się całe jego wnętrze – psia dusza. Podskoki psa, poszczekiwanie, wysokie tony, gdy cieszy się na obiecany spacer – przypomina najwyższego lotu pantomimę. Pies, to mowa ciała – jedyny w swoim rodzaju język. Pies potrafi cieszyć się jak dziecko, gdyż te dwie istoty, są naturalne, piękne i kto wie czy nie najbardziej bezbronne na świecie. Jest jeszcze bezbronna starość, lecz to temat na oddzielna pracę.
    Pies. Gdy mój Solomon dowiaduje się, że musi pozostać sam na kilka godzin w domu, natychmiast staje się smutny. Ukazując swą melancholię opuszcza uszy a następnie siada na schodach, albo w fotelu. Tu lub tam, będzie oczekiwał na mój powrót.
    Jedzenie w misce pozostanie nie tknięte. Woda także. Gdy ruszam na rowerze do autobusu a potem jadę metrem do miasta – zawsze wyobrażam sobie mego przyjaciela. Widzę jego długi pysk, miodowe oczy, zwiędłe uszy, które unosi tylko wtedy, gdy za szybą przemierza inny pies ze swoim panem. Wtedy ożywia się. Solomon drzemie albo nasłuchuje. Pies potrafi czekać. Nierzadko latami. Jego cierpliwość to coś wyjątkowegoi zarazem boskiego. Okazuje w ten sposób nie tylko swoje przywiązanielecz najpiękniejszą wśród żywych istot cechę – WIERNOŚĆ. Gdy Solomon podrósł ( miał wtedy już rok) powiedziałem krótko: – “PSY TO WSPANIALI LUDZIE A LUDZIE TO…WŚCIEKŁE PSY”. Powiedziałem to spontanicznie, choć zapewne podświadomie, pod wpływem książek Jacka Londona – fenomenalnego pisarza, który jak mało który nowelista znał psy, opisywał ich charaktery i kochał je z całego serca.
    London nauczył się pisać i czytać w piątym roku życia. Czytał bez opamiętania i tylko książkom zawdzięczał swoje wykształcenie. Od piętnastego roku życia wiódł awanturniczy żywot trampa, pirata, kłusownika, poszukiwacza złota, dziennikarza. W 40 roku życia, popełnił samobójstwo najprawdopodobniej zażywając dużą dawkę morfiny.
    Psy w książkach Londona mają ludzkie cechy. Ich egzystencja jest zawsze tragiczna, lecz życiowa postawa niezłomna. Tu, przypomina mi się mój drugi ukochany pisarz – Ernest Hemingway. Obydwaj potrafili uczciwie opisać i wyłuskać u zwierząt ich najbardziej pierwotne i tajemnicze cechy. Hemingway wychwalając byka a London psa.
    “BiałyKieł “,Cherokee” , “Baseek “,“Jednooki”, “Kiche”, “ Bury, “:Tłuścioch”, “Długa warga “, i dziesiątki psów pociągowych wilków i husky na tle białej, lodowatej i nieokiełznanej przestrzeni – to wzór psiego oddania i okazywanej niezmiennie przyjaźni. Temu, który tak często zawodzi. Kłamie, wykorzystuje. maltretuje. Twierdzę z przekonaniem, że człowiek, który choć posiada dwie półkule mózgowe, a więc pokłady możliwości intelektualnych: inteligencję, wrażliwość oraz dar zmysłowości – bywa najbardziej okrutną istotą na świecie. Zabija – to mało! Robi to z sadystyczną przyjemnością. A także pastwi się nad swymi braćmi – ludźmi. A zwierzęta – torturuje! Kilka tygodni temu pokazano we wszystkich dziennikach telewizyjnych sceny z podróży psów w Wietnamie. Ich cel – to kuchnie setek restauracji i barów, a na koniec – półmisek. Jadą stłoczone w piętrowych klatkach bez jedzenia i wody. Jadą ciężarówkami po kilkaset sztuk, zagryzają się w swojej ostatniej drodze życia. Umierają z wycieńczenia. Pomyślałem: Spróbujmy tego My – ludzie. Obdarzeni rozumem. Pełni fantazji i ideałów.
    Cały Wietnam, Chiny, pewnie Korea także, słyną z psiego menu. Za każdego psa – handlarze z psiej mafii płacą 15 – 20 dolarów. Psie gangi w Wietnamie wyłapują masowo psy. Pies, to wielki biznes!
    Solomon jest moją obsesją.
    Kochając go, opiekując się nim – spłacam swój dług w stosunku do mojego poprzedniego psa o imieniu Roy. Przyznaję, że nie traktowałem go tak jak na to zasługiwał. Roy zginął tragicznie zagryziony przez psy podczas mojej nieobecności, a na koniec uderzony przez pędzący samochód. Dziś, Solomon ma dwa i pół roku. Spędziliśmy niedługi czas ale zaprzyjaźniliśmy się i pokochaliśmy. Kiedy się budzę, Sol wskakuje do łóżka. Czuję jego wilgotny, długi i szorstki język. Widzę jego wszędobylski nos. Liże moja dłoń, długo, namiętnie jak najwspanialszy kochanek. I nie pyta o moja zgodę, bo nie musi jej mieć. Bierze to czego pragnie. I tak ma być. Potem łapie pantofel. Najpierw jeden, później drugi. Drugim musi się trochę pobawić. To znak, że chce abym go wypuścił do ogrodu. Wypuszczam go więc, rozsuwam malinowe kotary w oknie, golę się, szykuję dla nas śniadanie, niezmiennie ryż i gotowane mięso dla psa. Dla siebie musli i owoce.
    Następnie czeszę psa. W kagańcu, bo ciągle za tym nie przepada. Gdy docieram do jego ogona, rozczesuję splot a Sol kuca aby mi przeszkodzić. Podgryza moją dłoń, lecz wybaczam mu to, gdyż wiem ,że jest przekorny.
    Poprzedni, 2012 rok był najpiękniejszym rokiem w moim życiu. Spędzaliśmy go wspólnie pod Kazimierzem Dolnym. Na przebieżkach i długich wędrówkach łąkami. Na spożywaniu wspólnych posiłków. Przy moim malowaniu i pisaniu. Wspólnie cieszyliśmy się i trapiliśmy. Słuchałem z psem Chet Bakera, Luthera Vandrossa, Davida Knopflera, Micka Harvey’ a oraz Jana Sebastiana Bacha i Sergiusza Rachmaninova. Ale najczęściej nastawiałem płytę Leszka Długosza z przepiękna balladą “Pod Baranami też już dzisiaj inny czas “.
    To wyjątkowa piosenka, która działa na mnie jak narkotyk, a jednocześnie jak balsam. Zaczyna się od słów : Ty, w innej stronie miasta mieszkasz dziś Twój sławny sweter przepadł gdzieś Dziś inny szyk, inny rytm Zupełnie inna skala spraw… “

    Pod Kazimierzem do snu kołysały nas ciche wieczory pięknej prowincji. Żyliśmy z dala od zgiełku, daleko od betonowej pustyni, kretynów polityków i zapatrzonych tylko w siebie celebrytów. Nie obchodziły nas szumne eventy, bale, rauty. Miraże świata. Zasypialiśmy razem. Solomon wskakiwał na łóżko. Pieściłem go za uchem, gładziłem czubek nosa. Nieruchomiał wniebowzięty. Czasem unosił łeb, nadsłuchiwał. Zawsze wtedy, gdy w gęstniejącym mroku przemykał ulicą ostatni rowerzysta. Pod firanką tańczył samotny komar. Dopalała się świeca. Czułem jego łapę. Znów obejmował mnie nią na swój sposób, jakby chciał powiedzieć “dobranoc”.
    Bowiem i pies zasypiając, jak każdy potrzebuje uczucia bliskości a nawet więcej – czułości.

    Komentarze

    1. Uwielbiam czytać Pana felietony. Wtedy w pełni się relaksuję i mój umysł odpoczywa od codziennego wrzasku. Ten tekst jest szczególny – pełen miłości, czułości i wzajemnego zrozumienia. Pozdrowienia dla Pana i szczekającego kompana!

      Ewelina · 4 lipca 2013 18:50 · #

    2. Drogi Krzysztofie…

      Nieco spóźniony gratuluje artykułu o… Solomonie.
      Nie wiem czemu, ale florystycznie “zapachniało” mi “truskawkami w Milanówku”…
      Tak … a propos. Czy słyszysz u Burke’a , tak przez 2-3 sekundy pamietne dla mnie
      fortepianowe przejście z “Hiszpańskiego harlemu” Ar. Franklin ? ( na linku ok. 1 m.15 sek. )
      http://www.youtube.com/watch?v=mEu8DrO9PbY

      Pozdrawiam
      Jacek z Poznania

      Jacek - Poznań · 16 lipca 2013 13:19 · #

    3. Gratulacje Krzysztofie za piękny artykuł .Pozdrów Gerarda .Dopiero teraz zaczęłam czytać Twoje artykuły są bardzo ciekawe, podobają mnie się. Pozdrawiam Ciebie Serdeczności

      ELA · 21 sierpnia 2013 22:32 · #

    4. Witaj Krzysztofie bardzo podobają mnie się Twoje opowiadania, dopiero zaczęłam teraz je czytać. Pozdrawiam Ciebie i Gerarda

      ELA · 21 sierpnia 2013 22:37 · #

    5. Witaj Krzysztofie bardzo podobają mnie się Twoje opowiadania, dopiero zaczęłam teraz je czytać. Pozdrawiam Ciebie i Gerarda Ela z Żol…

      ELA · 21 sierpnia 2013 22:39 · #

    Pomoc Textile

    Zobacz też: