• Idź do treści
  • Idź do menu
  • Idź do wyszukiwarki
  • Listy od moich fanów

    List Roku 2018 ·

    Moi drodzy, a może nawet bezcenni,
    gdy jeszcze chodziłem do Batorego, znalazłem grono entuzjastów muzyki,które mnie adaptowało. Spotykaliśmy się razem na przesłuchaniach najnowszych płyt, które dostawali od swoich krewnych z Ameryki. Były to dla mnie pamiętne czasy, które mnie ukształtowały jako oddanego całą duszą muzyce aż po dziś dzień – bez reszty.
    Ci moi koledzy z ławy szkolnej,a także innych szkół,z którymi dzieliłem pasję muzyczną, to byli sami żydzi. O tym wówczas nie wiedziałem, bo to w ogóle nie zaprzątało mojej uwagi. Dowiedziałem się przypadkowo od nich samych, gdy pewnego dnia kilka minut się spóźniłem na przesłuchanie kolejnej płyty Horowitza. „O, jest już nasz goj, możemy zaczynać”. Znaczenie terminu goj objaśniła mi w domu gosposia. Przyprowadziła ją jako małoletnią do mojej babci przed wojną służąca,i tak już od pół wieku została z nami razem.
    Tę pasję do muzyki, a w szczególności do Horowitza, jednego z wielu wunderkindów z ziem dawnej Rzeczpospolitej, i chyba największego wirtuoza fortepianu wszystkich czasów, dzieliłem razem z moimi przyjaciółmi. Znaliśmy wszystkie jego nagrania gramofonowe,a każde nowe po przesłuchaniach omawialiśmy i zestawialiśmy z nagraniami innych pianistów, nieodmiennie palmę pierszeństwa przyznając naszemu wybrańcowi.
    Przesłuchania te, niestety coraz rzadziej, kontynuowaliśmy po ukończeniu liceum. Powędrowaliśmy na wyższe studia, które nie pozostawiały nam już tak wiele wolnego czasu na oddawaniu się naszej muzycznej pasji. Aż przyszedł rok 68, i straciłem wszystkich – WSZYSTKICH – swoich muzycznych przyjaciół…
    Do dziś nie mogę odżałować straty. Gdy wyjechał też kolega mój ze studiów,któremu dawałem korepetycje, Marian Nowak, przysłał mi na pamiątkę płytę, oczywiście Horowitza, nieznane mi nagranie preludiów Szopena. Widocznie zapamiętał moje zachwyty odnośnie do jego gry,prezentowałem mu bowiem w antrakcie korepetycji nagrania uwielbianego pianisty.
    I Marianowi, i innemu koledze, Natanowi Erdbergowi, korepetycje zdały się na nic.
    Wyjechali w nieznane. Gdzie są, czy żyją, czy znaleźli pokój?

    Szalom, przyjaciele!

    Komentarze

    1. Wlielkie dzięki Krzysztofie za dedykację. Podobnie jak Ty jestem wielkim fanem Cohena.Kilka lat temu przeczytałem jego biografę i wiem że oprócz wielkiego talentu który pozwolił mu stworzyć tak piękne dzieła, był jeszcze bardzo dobrym człowiekiem.Zadziwiające dla mnie jest to jak niektóre fakty w jego życiu zdarzyły się również w moim. Obaj przez dłuższy czas mieszkaliśmy w Grecji: Cohen na Hydrze ( tam poznał Marianne) ja na Krecie też nieszczęśliwie zakochany w Mari ( Kretenka). Straciliśmy też duże pieniądze przez nieuczciwych ludzi z naszego otoczenia. Charakteryzował nas ten sam znak zodiaku ( Panna)
      Twoja twórczość też jest piękna. Pamiętam jak pierwszy raz usłyszałem ( Już nie ma dzikich plaż) chyba w 1985 i do dzisiaj ta piosenka ma ten sam nostalgiczny smak
      Z potrzeby duszy i serca w starych butach Van Goga jeszcze raz wędruję po pustych plażach Juraty. Jesień w Komańczy i Hotel na Roztaju w Kazimierzu Dolnym zazdrosnym okiem patrzą…
      A December w Mississauga też? Wrócę . Zawsze możesz powrócić po miłość jak wiatr halny , po zapach kobiety… Czeka na nas świat i ta dziewczyna z miejscówkami z którą tak smakuje nocne Martini i wino z dzikiej róży….
      Marek….

      Marek · 24 listopada 2018 11:16 · #

    Pomoc Textile

    Zobacz też: