• Idź do treści
  • Idź do menu
  • Idź do wyszukiwarki
  • Ciekawy blog ·

    Na stronie http://thehoundblog.blogspot.com/2009/02/pj-proby-how-to-split-your-trousers-and.html znalazłem ciekawe wideo – zapraszam do obejrzenia!

    Komentarze [3805]

    Forum P.J. ·

    Niestety w języku angielskim: http://pjproby.freeforums.org

    A oto jedna z wiadomości (źródło):

    Last Wednesday PJ spent all day in the BBC studios in Norwich for a big interview with Keith Skues for Pirate Radio Skues on BBC Radio Norfolk.
    Keith Skues has earned his stripes and you can read all about him on his website: http://www.keithskues.co.uk/
    We had a lovely day and had lunch with Keith and the head of the BBC Norfolk David Clayton.
    The interview went very well, due to Keith profesionalism, and PJ had a lot to tell. So it promises to become a very good two hour show!

    It will be broadcast over one fifth of the UK and you will be able to listen to it streaming online. The probable dates for broadcasting are 14 and 22 december, but more news will follow here.

    Here’s a photo of David Clayton, P.J. Proby and Keith Skues!

    P.J.Proby

    Zdjęcie ·

    Zdjęcie z koncertu w 2007 roku.
    P.J.Proby

    Komentarze

    Informacje ·

    Kilka linków:
    Oficjalna biografia
    Prasa

    Komentarze

    Wywiad z P.J. ·

    P.J PROBY: CZY PIOSENKARZ, KTÓRY NIE MA DZIŚ NAWET GROSZA, MOŻE BYĆ GOTOWY DO COMEBACK’U?

    ROBERT CHALMERS SPOTYKA SIĘ Z CZŁOWIEKIEM, NA, KTÓREGO W 1960-YM OBURZYŁA SIĘ ŚRODKOWA ANGLIA Z POWODU JEGO POPOWYCH WYSTĘPÓW POLEGAJĄCYCH NA OPUSZCZANIU SPODNI.

    Opublikowano: 30 wrzesień 2007

    Czterdzieści lat temu P.J. Proby zawędrował do Soweto, gdzie naradził się z Sangomą, jasnowidzem z plemienia Zulu. Piosenkarz z Teksasu – już cieszący się światową sławą ze względu na porąbany talent, który sprawił, że pisarz Nick Cohn opisał go, jako geniusza i „obok James’a Brown’a, najbardziej elektryzującego wykonawcę, jakiego kiedykolwiek widziałem” – patrzył na przepowiadacza przyszłości wyrzucającego kostki ze skórzanego kubka. Sangoma opisał niezwykłe fakty z przeszłości swego gościa. Gdy przeszedł do przyszłości gwiazdy rock’a, zamilkł, a potem zaczął szlochać.

    Możemy tylko zgadywać, co wróżbita przewidział tego dnia. Mogły być to wielokrotne bankructwa, lub lata, jakie były przyjaciel Elvisa Presley’a miał spędzić pracując w Huddersfield, jako pastuch. Być może, był to jego proces z oskarżenia o postrzelenie żony, tego dnia, gdy wysadził w powietrze swój dom w Beverly Hills, albo to niefortunne popołudnie 1978, kiedy zaatakował siekierą swoją sekretarkę. Możliwe, że była to wizja występu gwiazdy w klubie Fagina w Manchesterze pod koniec roku 1980: Proby, nim minęło pół godziny, zszedł ze sceny zwierzając się publiczności: – Sorki. Dłużej nie mogę. Cierpię, bo mam rzeżączkę, popularnie zwaną tryniem.

    Lub może, wizja przyszłości P.J. Proby’ego, jaką ma Sangoma jest dokładnie tam, gdzie rozpoczyna się moja dokumentacja do tego artykułu, w Aberystwyth, w sklepie Muszka – z przynętą i sprzętem wędkarskim, którego właściciel – John Morris – sprawdza skrzynkę żywych wściekliczek. Ostrzega, bym nie włożył ręki w wijącą się masę Nereid, stworzonek, przypominających krocionogi.

    - Jak przyczepią się do palca, trzeba je rozdeptać. – Morris, sympatyczny Walijczyk, gdzieś po 60-ce, przemyka obok witryny z ochronnymi kapeluszami o nazwach takich jak „Idź precz – Komarze!” i zdejmuje ulubiony album z fotografiami piosenkarza, którego jest menadżerem.

    - Widziałem ich wszystkich – mówi Morris. – Lennon, Hendrix, Jagger. Ale Proby był – jest – największy.

    Nie jest to moje pierwsze podejście do wywiadu z piosenkarzem, który rozmawiał ostatni raz z gazetą o zasięgu ogólnokrajowym w roku 1996. Poprzednie próby spaliły na panewce, gdyż domagał się pieniędzy. Tym razem, Proby, 68, nie stawia takich żądań. Mniej więcej w tydzień później po pierwszej rozmowie z Morrisem znalazłem się na progu współczesnego amerykańskiego domu, wiejskiej chaty stojącej na ziemi sąsiadującej z ruchliwym rondem na przedmieściu Evesham, w miejscu, którego nazwę Proby wymawia jako „Woostershire”.

    Zasiadamy w ogrodzie, w słońcu późnego poranka. To nie jest ulubiona pora Proby`ego, który przez całe życie cierpi na bezsenność, mówi, że tak naprawdę odpręża się tylko podczas burzy. Kocha grzmoty. Kiedy grzmi, zasypia. Jego ziemia wygląda jak kawałek Meksyku, upstrzony jabłoniami i słupami totemicznymi. Kolejno rzucamy piłeczkę jego jamniczce, Tilly. Proby wygląda, jak mający się na baczności sportowiec, choć okazjonalnie na próżno szuka w pamięci miejsc i nazwisk.

    - Który to był rok – pyta sam siebie w pewnym momencie – kiedy umarłem? – Przerywa. – 1992. W Forcie Lauderdale na Florydzie. Pojechałem tam z moją (wtedy) dziewczyną, Elizabeth. Właśnie wyszedłem z więźnia.

    - Dlaczego tam byłeś?

    - Pokłóciłem się z Elizabeth. – Proby po chwili dodaje z łobuzerskim, przekonywującym uśmiechem: – Sama się pobiła.

    - W jaki sposób umarłeś?

    - Elizabeth wyciągnęła mnie z więźnia. Obudziłem się następnego ranka cały w wymiocinach. Powiedziała: – „Toczyłeś pianą z ust i rzygałeś.” – Powiedziałem jej: – Potrzebuję piwa. – Żadnego browaru nie było. Potrzebowałem kilku tych małych niebieskich pigułek – Ativan (lorazepam, trankwilizator). W aptece powiedzieli mi, że muszę się zgłosić do szpitala. Powiedziałem: „Najpierw potrzebuję piwa”. Wtedy, jak opowiedziała mi Elizabeth, zrobiłem jeden krok i upadłem bardziej martwy niż nagrobek stryjenki. Sanitariusze usiłowali uruchomić moje serce. Zatrzymało się dwa razy w aptece i raz w karetce. Gdy obudziłem się z całego ciała wystawały rurki.

    - Czy zobaczyłeś ścieżkę złotego światła, lub piekielne wrota?

    - Niczego takiego nie zobaczyłem – mówi Proby. – Tego dnia ostatni raz wziąłem sobie drinka.

    Gdyby umarł, kiedy mógł tego dokonać – w połowie lat 1960, w czasach, gdy zamawiał Jacka Danielsa na śniadanie i urządzał nocne przyjęcia, na których odbezpieczał swą 45 częściej niż ktokolwiek uznałby za konieczne – P.J. Proby nie potrzebowałby tego wstępu. Wczesna śmierć, o czym mogą zaświadczyć, jego byli znajomi Ritchie Valens, Eddie Cochran i Elvis Presley, jest jedynym stuprocentowo dowiedzionym sposobem ugruntowania reputacji w muzyce popularnej.

    Ale Proby przetrwał i prawdopodobnie nie ma drugiej gwiazdy, której reputacja runęłaby aż tak gwałtownie i z takiej wysokości. W połowie lat 1960 piosenkami takimi jak „Hold me” i „Somewhere” wspiął się na szczyty list przebojów, ale największe sukcesy odnosił podczas występów. Na scenie wykształcił stale wzrastający manieryzm, z jedną ręką zwiniętą przy uchu, drugą sięgającą przed siebie, jakby chciał poprawić niewidzialne boczne lusterko.

    Był pierwszym białym piosenkarzem, który wprowadził niewątpliwy i bezpośredni element seksualny do swojej sztuki. Jeżeli choreografia Presley`a przypominała pozbawiony zahamowań erotyzm dziewcząt z chórku, to, co robił Proby, było bliższe podrzędnym striptiserkom. – Czy jestem czysty? – wrzeszczał Proby pocierając swe uda, gdy wykonywał miednicą pchnięcia, których wulgarny wigor wprawiał w niepokój rodziców młodziutkiej żeńskiej publiczności, zwłaszcza podczas jego pierwszej trasy po Wielkiej Brytanii.

    - Jestem artystą – ogłosił w tym czasie Proby – i powinienem zostać oczyszczony z gówna.

    Ta proklamacja została całkowicie zlekceważona w Zjednoczonym Królestwie, gdzie zabroniono mu występów w każdej większej sali oraz przez BBC i ITV; ta gorączka zakazów zaczęła się, gdy jego sztruksowe spodnie zsunęły się na scenie w Croydon w styczniu 1965. Ku jego irytacji, to właśnie przez kłopoty z cenzurą został zapamiętany.

    - Spodnie opadły mi za kolana – mówi. – Ale nigdy nie obnażyłem kroku. Dzisiaj Iggy Pop wyciąga swój wisiorek w telewizji i nikt nie zwraca na to uwagi.

    Kontrowersyjna reputacja Proby`ego i jego wysoce zmanierowana wymowa (w balladzie I Can`t Make It Alone” słowo away staje się wyrazem siedmiosylabowym) odwróciły uwagę od znakomitej jakości jego głosu, który pozostał nietknięty w ciągu dziesięcioleci banicji.

    - Na scenie – napisał Nick Cohn w swoim klasycznym Awopbopaloobop, Alopbamboom z roku 1969 poświęconym Proby`emu – był cudownym; najbardziej mesmerycznym zjawiskiem, jakie zdążyło się nam oglądać. Był intuicyjny, histeryczny, imaginacyjny, oryginalny i nie można było mu się oprzeć…, gdy śpiewał ballady deklasował Sinatrę i wszystkich innych.

    Po singlach z przebojami, występach z The Beatles i owacyjnym przyjęciu przez publiczność jego roli Cassia w rokowej adaptacji Otella Jacka Gooda zatytułowanej Catch My Soul, kariera piosenkarza powinna potoczyć się sama. Ale nie w przypadku Proby`ego, którego wspomnienia zawierają przygodę z dziadkiem, naczelnikiem więzienia, który przywiązał pięcioletniego chłopca do elektrycznego krzesła („Szkoda, – powiedziała jedna z byłych żon – że nie włączyli prądu”). U szczytu popularności posiadał dom w Chelsea ozdobiony kołem sterowym żaglowca, urnami na prochy (tymi wielkimi) i łbami dzikich bestii. Żył otoczony dworem, któremu przewodził jego najlepszy przyjaciel Don Grollman i Bongo Wolf, niepełnosprawny syn hollywoodzkiego dentysty, który nosił szpony wampira wymodelowane z porcelany.

    - Bongo utykał jak Quasimodo – wspomina, Proby. – Wyglądał jak coś, co wymknęło się z Munsters.

    - Gdzie on jest teraz?

    - Jak słyszałem, ostatnio Bongo został porwany w Luizjanie przez handlarza prochami.

    Rzuca piłeczkę Tilly w kierunku sadu. Pierwszy raz ogłosił bankructwo w 1968. Teraz wspiera go „jakaś inicjatywa DSS zwana Kredytem Rentowym”. Prob`emu pomaga także grupa lojalnych przyjaciół, prowadzona przez Morrisa z Aberystwyth i Pata Hayley`a – jego długoletniego menadżera, który odszedł, by pracować, jako producent Michaela Barrymore`a.

    - Jak to możliwe, że kobieta taka jak Pat, wytrzymuje z Tobą tak długo?

    - Ona się we mnie zakochała.

    - Jego ostatnia stała partnerka, piosenkarka Billie Davis wyprowadziła się z jego domu całe lata temu, zostawiając spadek w postaci złośliwych uwag w kolorowej prasie. („Przez cały czas, gdy spotykaliśmy się ze sobą – narzekała Davis – miał jedną erekcję. Trwała trzy godziny. Był tak zadowolony, że spędził całą noc uśmiechając się do niej. Ja nawet nie spojrzałam.”)

    - Teraz jestem tutaj całkiem sam – mówi. – Tylko ja i Tilly.

    Urodził się, jako James Marcus Smith, w Huntsville w pobliżu Houston w Teksasie w 1938. Chociaż pochodził z klasy średniej – jego ojciec był wpływowym bankierem – wspomnienia z dzieciństwa ma traumatyczne. Pamięć Proby`ego jest łagodnie mówiąc niespójna. Opowiada mi na przykład, że w wieku 7 lat został wysterylizowany – więc te wszystkie dziewczyny, które twierdzą, że zaszły ze mną w ciążę nie mają racji. Poprzednio opowiedział mi o swojej nieślubnej córce w Ameryce. W 1965 powiedział dla The Sunday Times, że ma „kilkoro dzieciaków”.

    W historyjkach z dzieciństwa pozostaje zadziwiająco niesamodzielny. Jego matka Margareth poniosła liczne klęski w bitwie przeciwko niewierności. Jej najważniejszy romans to ten z Arthurem Moersem, lekarzem rodzinnym – alkoholikiem, którego ulubioną metodą gaszenia piecyka gazowego było oddawanie do niego moczu. Pewnego dnia Margareth powiedziała Jamesowi Smithowi Seniorowi, że go opuszcza. Proby, który miał wtedy 10 lat patrzył, jak ojciec ładuje trzema kulami swoją strzelbę 300 Savage, ale w tym samym momencie został obezwładniony przez krzepkiego krewnego.

    - W sądzie zapytali, z którym rodzicem chcę mieszkać. Powiedziałem, że z matką. Tatuś wpadł w szał. Matka została zaaresztowana, a mnie zesłano do akademii wojskowej, gdzie miałem przebywać aż do 18 roku życia. Pamiętam, jak tatuś zostawił mnie w Akademii San Marcos w pobliżu Houston. Przyglądał się, gdy pokazywali mi, jak się ściele łóżko z szpitalną zakładką. Potem powiedział, żebym przestał płakać i był mężczyzną. Następnie odjechał.

    Piosenkarz jest prawnukiem wyjętego spod prawa Johna Wesley’a Hardina i pozostaje dumny z dziedzictwa renegata. Powiedział, że inaczej nie ma możliwości, by pojąć jego własne pełne uporu machismo (w kwestiach polityki czy integracji rasowej. Proby nie jest kimś, kogo nazwalibyście liberałem) nabyte w armii Stanów Zjednoczonych. Wspomina jak, pomimo nieśmiałości – wtedy i teraz – został zepsuty przez rock and roll. Miał 17 lat, kiedy jego kuzynka Betty, o dwa lata młodsza, zaczęła spotykać się z Elvisem Presley’em.

    - Pewnej nocy wróciłem do domu – mówi – a tu na podjeździe Cadillac z tapicerką w kropeczki. Elvis zaczął chodzić z Betty i zatrzymywał się u nas, gdy był w mieście. Matka zrobiła raz na kolację pieczone kurczęta; wyjęła swoje lniane serwetki. Kiedy Elvis skończył, wytarł usta obrusem. – Dziękuję, psze pani. Najlepsze kurczaki, jakich próbowałem.

    Proby potrafi wciąż doskonale naśladować Elvis’a Presley’a, czy Eddie’go Cochrana, którego dziewczyna Sharon Shelley zaprzyjaźniła się z Teksańczykiem, gdy zwiał do Hollywood w wieku lat 18. Shelley pomogła mu podpisać kontrakt z Liberty Records.

    - W tamtych czasach – mówi Proby – byłem znany, jako Jett Powers. – Zapożyczył Jetta od imienia Jamesa Deana w Olbrzymie, a nazwisko od aktora Tyrone’a Powera.

    Pod patronatem Shelley zatrudniono go do nagrania nowych piosenek Elvis’a Presley’a by gwiazdor, mógł studiować je przed rozpoczęciem zdjęć do filmu.. Napisał kilka hitów dla Liberty i umawiał się z Dottie Harmony, byłą dziewczyną Presley’a. Była to relacja, która skończyła się mieszaniną zazdrości i odrazy. Stało się to podkładką dla kolejnych związków, takich jak jego pierwsze wybuchowe małżeństwo z Marianne Adams, które zawarł w Los Angeles w 1962. Byli razem przez dwa lata.

    Mówi, że Marianne, 15, kiedy się oświadczył, ukróciła jego oczekiwania małżeńskie na różne sposoby, , na przykład uprawiając seks z dwoma umundurowanymi oficerami LAPD naraz, dźgając potem Proby’ego w plecy rzeźnickim nożem.

    - Pewnej nocy wróciłem do domu pijany jak skunks – wspomina. – Na podłodze znalazłem parę niebieskich majtek przebitą nożem i liścik: „Jeżeli pasują – noś je.”

    We wczesnych latach 1990, Proby z pomocą Rosemary Kingsland, ogólnie szanowanej ghostwriter, ukończył autobiografię. Ostatnia strona 300-stronicowego manuskryptu to lista jego kochanek. Znacznie skrócona zawiera nadal 30 nazwisk. Choć dobrze napisana, autobiografia Proby’ego nie została zauważona. Natomiast jego dobre stosunki ze współautorką stały się wystarczająco burzliwe, by zainspirować twórców dokumentu dla Chanel 4.

    On czuł, że książka jest warta £ 100.000 – mówi jeden z obserwatorów życia Proby`ego. – Gdy ich nie dostał, był przekonany, że ludzie próbują go oskubać. Ten wzorzec się powtarzał.

    Czytając manuskrypt P.J. Proby’ego, nie sposób nie podziwiać średniowiecznego upodobania piosenkarza do zemsty. W jednym z rozdziałów fantazjuje na temat upieczenia filetów z ciała Marianny i podania jej jako steku, z kośćmi zmielonymi na pasztet. Trochę proszku rozpuściłoby się w ponczu: „wypilibyśmy go z mnóstwem owoców i brandy”.

    Niezwykły awans Proby’ego od pijaka z Hollywood do idola nastolatków ze Zjednoczonego Królestwa nastąpił w maju 1964. Choć był utalentowanym autorem piosenek (dostarczał przeboje między innymi Searchersom i Jackie DeShannon), Proby pracował jako kierowca Poul’a Newman’a, żywiąc się gotowymi, mrożonymi „obiadami TV”, jakie Bongo Wolf zrzucał mu przez okno sypialni.

    - Powiedziałem Bongo – wspomina Proby – że jeśli kiedyś osiągnę sukces, zabiorę go za darmo w podróż dookoła świata.

    To Sharon Shelley wymyśliła jego obecne nazwisko sceniczne i poleciła go Jackowi Goodowi. Angielski producent o ostrym poczuciu humoru, odważnej niezależności ducha i oksfordzkim akcencie uniwersyteckim, był postacią, którą Proby zaakceptował natychmiast.

    - Pierwszą rzeczą, jaką do mnie powiedział, było – Piosenkarz przybiera bezbłędny akcent wyższych klas – Zostałeś zatrudniony, drogi chłopcze. Jutro o 10-tej bądź w CBS.

    - Powiedziałem: „Jutro? O dziesiątej rano?”

    Jack Good sprowadził P.J. Proby’ego samolotem do Londynu by pojawił się w pierwszym specjalnym programie telewizyjnym Beatlesów w Zjednoczonym Królestwie. Paul’a McCartney przedstawił go, jako gwiazdę o ustalonej pozycji. Proby opowiada, że wszedł na pokład samolotu ubrany w ciuchy podprowadzone z hollywoodzkich planów filmowych. – Wziąłem sobie koszulę Paul’a Newmana z Leworęcznego rewolwerowca. Ukradłem buty Russ Tamblyn z Siedmiu narzeczonych dla siedmiu braci.

    Piosenkarz wierzy w każdy szczegół tej historyjki, choć szczegóły niekiedy się zmieniają. Nie mniej jednak, nie mogło być łatwo, zostać wyrwanym z zapomnienia tylko po to, by jego priapiczne występy na żywo nagle zatrzymało coś, co nadal uważa za spisek zorganizowany przez Mary Whitehouse, ostatnią strażniczkę moralności brytyjskiej.( Luton menadżer z ABC), zasłonił Proby`ego kurtyną 1 lutego 1965; trzy tygodnie później w następstwie śledztwa przeprowadzonego przez Daily Mail w sprawie jego poszarpanych spodni, gwizdy przerywały każdy duży koncert w Wielkiej Brytanii.

    - Czy specjalnie darłeś swoje ubrania?

    - Nie. – mówi Proby. – Nie winię też wcale krawca. – W Angli nie było doświadczeń z kimś takim, jak ja. Adam Faith i Cliff Richard? To były maminsynki. Byłem brytyjskim Errolem Flynnem, niebezpieczną matką popu. Byłem Jimi Deanem, rozpieprzałem wszystko. Byłem Marlonem Brando.Chcieli się mnie pozbyć.

    Gdy był w Anglii, ciągle na wysokich obrotach, mieszkał w Chelsea z Bongo Wolfem. Innym współmieszkańcem był wspaniały producent Kim Fowley. (- Życie P.J. Proby’ego było mieszanką Kaliguli i portretu Dorian’a Gray’a – powiedział mi Fowley – bez żadnego portretu). Proby często widywał się z Johnem Lennonem, który dał mu piosenkę: That Means A Lot. Była w niej linijka: „miłość to czasami samobójstwo”.

    W 1966 Proby wrócił do Los Angeles, gdzie proces jego autodestrukcji wkroczył na właściwą ścieżkę, dzięki jego energii skupionej raczej na życiu między ludźmi niż karierze. Przeprowadził się do luksusowego domu, w którym otworzył „Klub nimfetek z Hollywood”. Opisał go, jako klub otwarty po szkole dla dziewcząt w wieku 11-15. Chciał wyposażyć je w „moje wszystkie standardy zdobyte dzięki wojskowemu treningowi. Nie robiłem tylko jednego, nawet nie tknąłem tych dziewcząt”.

    - Czy nie uważasz, że było w tym jednak coś złego?

    - Na Południu żenimy się z 11-letnimi kuzynkami. Elvis odprowadzał Priscillę do szkoły. Jeżeli nie żenisz się gdy masz 12 lat – dodaje Proby, posiadający łatwość mówienia rzeczy najbardziej prowokacyjnych, jakie tylko jest w stanie wymyślić – nikt nie pójdzie z tobą na tańce.

    Judy Howard, jego druga żona, była prawie w tym samym wieku, co on. Poznał ją na jednej ze swoich prywatek w LA.

    - Na moich przyjęciach – mówi – sprawdzałeś ubranie przed drzwiami. Mężczyźni mieli ubrania ze skóry, noże myśliwskie i opaski na głowę z jednym piórem, Dziewczyny też miały skórzane stroje. Musiały postarać się zebrać jak najwięcej piór od mężczyzn podczas nocy. Byłem ubrany w skóry z wielkim myśliwskim nożem. Miałem strzelbę. Były pieczone prosięta, mieliśmy grejpfruty, mieliśmy awokado.

    Rodzina Judy Howard posiadała rasowego konia Seabiscuite. Judy przyszła do Proby’ego ubrana w gronostaje. Była blondynką, nie nosiła bielizny i paliła.

    – Natychmiast – wspomina Proby – zorientowałem się, że ona ma klasę. Nie urządzałem przyjęć dla ludzi z klasą. Urządzałem przyjęcia dla młodych degeneratów. Powiedziałem jej o tym – kontynuuje piosenkarz wypowiadając jedno z najmniej wiarygodnych zdań, jakie usłyszałem tego popołudnia, jeżeli nie w całym życiu: – „wynoś się! To nie miejsce dla ciebie.”

    Później zatelefonował do niej i dowiedział się, że była naga i zajęta wypełnianiem czeku na 250.000$, wystawionego na jej własne nazwisko: taka kombinacja okoliczności zawsze wywierała na niego szczególny wpływ.

    A jednak się pobrali. – Kłóciliśmy się jak pies z kotem. Pewnej nocy urządziłem przyjęcie o tematyce hawajskiej. Były spódnice z trawy – wspomina Proby. – Było wino. Były ostrygi. Były kraby.

    - Zadzwonił telefon. Judy odpowiedziała. Powiedziałem: „To jeden z twoich kochanków, prawda?” – Powiedziała: „Jak udało ci się zgadnąć?” Podniosłem szklany stół i rozbiłem go. Pobiegłem na górę wrzeszcząc: – Ty kłamliwa suko. Ja to wiedziałem.

    - Odwiedziła go w Londynie, tuż przed popełnieniem samobójstwa na początku lat 1970. Howard – opowiada mi Proby – zostawiła liściki po obu stronach łóżka: jeden dla swojego lekarza, drugi dla mamy.

    - Nie było wiadomości dla mnie.

    - Judy Howard zabiła się w La Hiena na Hawajach.

    Ukazuje to, w jakim chaosie upłynął czas, który Proby spędził w Hollywood pod koniec lat 60-tych. Wygląda, jakby był nieobecny, dokładnie taki, jak wtedy, gdy był podejrzewany o podpalenie; przyjaciele Proby`ego mówią, że to on sam spowodował ten wypadek. Wiadomość otrzymał w jakimś barze. – Zadzwoniłem z automatu do mojego sąsiada Bobby`ego Darina. Powiedziałem: – Robert, czy mógłbyś wyjrzeć przez okno i sprawdzić, czy mój dom stoi na swoim miejscu? – Powiedział: „Z całą pewnością nie. Jest dużo samochodów strażackich, ale domu nie ma”.

    - P.J. Proby wrócił do Anglii w 1969, zagrał rolę Kasjusza w spektaklu Bóg pochwycił moją duszę. Historia Otella z jej tematami niewierności i okrutnej zemsty, była tym z czym bez trudu się identyfikował.

    Zakochał się w Anghard Rees, która grała Desdemonę. Po południu można go było znaleźć w teatrze nad pewnym pubem we wschodnim Londynie, występującego w Króliku Pająku, sztuce urodzonego w Kansas pisarza Michaela McClure. Proby przyjął tytułową rolę, która wymagała całej gamy emocji, w przeciwieństwie do jego poprzednich wyczynów – w filmach klasy B, takich jak Duch Gorącej Czerwonej Dziurki.

    Królik Pająk to rzecz „o człowieku”, który jest pół-pająkiem i pół-królikiem. – Jedna strona mojej twarzy była różowo-biała z czarnymi wąsikami. Druga była zrobiona na złego pająka. Przynosiłem owoce i jarzyny przypominające serca i wnętrzności ociekające krwią z pomidorowego keczupu i pożerałem je. Potem łaziłem dookoła z piłą łańcuchową i straszyłem publikę, zażerając się kalafiorem nasiąkniętym pomidorowym sosem, symulującym ich mózgi.

    Poprosił Anghard Rees o rękę, ale jego propozycja nie została przyjęta z entuzjazmem przez ewentualnych krewnych. Gdy aktorka odeszła wcześniej z obsady Pochwyć moją duszę, Proby również się wycofał.

    Generalnie w przypadku muzyków jest już tak, że ilość cierpienia w ich życiu osobistym jest mniejsza niż ta w śpiewanych przez nich piosenkach, zwłaszcza gdy znajdują się pod wpływem muzyki country zajmującej się nadmiernie pijaństwem, niewiernością i gwałtowną śmiercią. Ale, gdy P.J. Proby zaczyna mówić o ostatnich latach swojej kariery czuję, że w jego przypadku zwykła suma męczarni domagających ujścia została przekroczona.

    Postacie występujące w przynajmniej dwóch powieściach powstały pod jego wpływem – bohater tytułowy klasycznego dzieła Nicka Cohna z roku 1967 – Jestem wciąż największy – mówi Johnny. Angelo i Lucky Learoyd w Mieście sępów, dreszczowcu Rona Eblisa z roku 2004. Jednakże wydarzenia, które w 1992 roku doprowadziły Proby`ego do doświadczenia bliskiego śmierci okazały się trudne do przekonywującego przedstawienia w fikcji literackiej. Niemniej wszystkie wydarzyły się naprawdę a on sam może pokazać czerwone nagłówki w gazetach, by to udowodnić.

    Miejscem ostatnich scen jego tragedii nie były Beverly Hills, lecz wrzosowiska Pennine. W 1975 poślubił swoją trzecią żonę Dulcie, krupierkę z Mancunian. – Chciał, że by to było w Katedrze Westminster – mówi Dulcie – Skończyło się w urzędzie w Bury.

    Proby przeniósł swoją centralę operacyjną do większego Manczesteru, w pobliże większości klubów dla robotników. Z drugiej strony mieszkał w Bolton, występując obok egzotycznych, cycatych tancerek w klubie, którego właścicielem był transwestyta. („Był pierwszym facetem w historii, który pokazał, jak mu obcinają małego w telewizji. Zawsze dbał o mój opierunek. Miły kolo”.)

    W Połowie lat siedemdziesiątych opublikował do Durham Education Authority, wyrażając pragnienie podjęcia nauki, ale nie został przyjęty. Stracił kontakt z przyjaciółmi, takimi jak John Morris, Donald Grollman czy Bongo Wolf. (- najbliżej do Grollmana dotarłem w Nowym Orleanie. Zdobyłem jego numer telefonu, który został odłączony).

    Reputacja Proby`ego, jako całkowicie nieprzewidywalnego powiększyła się. Wrócił na West End, by zostać gwiazdą w spektaklu Jacka Gooda w 1978 Elvis: Musical, ale został zwolniony, bo nie trzymał się scenariusza

    Jego trzecie małżeństwo było, przyznaje, niezbyt harmonijne. Kilka miesięcy po odejściu z Elvisa, Proby został oskarżony o pięciokrotne postrzelenie Dulcie z pistoletu na sprężone powietrze. Piosenkarz został uniewinniony.

    - Dulcie upiła się ze swoim przyjacielem – wspomina. – Brałem prysznic. Usłyszałem strzały. Dulcie powiedziała: „Ty mnie postrzeliłeś”. Wezwała policję i zostałem aresztowany. Jak bonie dydy.

    Później tego samego tego samego roku został ukarany grzywną £ 60 za zaatakowanie Pameli Baglow – określonej przed sądem mianem sekretarki – siekierą, za zbyt wielkie wydatki w sklepie spożywczym.

    Proby uważa, że jego małżeństwo legło w gruzach w rezultacie kobiecej niemożności dorośnięcia do jego ideałów.

    - Czy nigdy nie pomyślałeś, że to ty sam stanowisz problem?

    - Nie. Żyłem według standardów, które szanujemy na Południu. Miejscem damy jest dom. Mężczyzna przynosi do domu bekon. Dzisiejsze dziewczyny tego nieakceptują.

    W wywiadzie z roku 1965, Proby powiedział: głodowałem przedtem, mogę głodować znowu.”

    Była to prorocza uwaga. Podryfował w stronę zajęć fizycznych, stając się ekspertem w dziedzinie wypasania owiec w wystarczającym stopniu, by na wrzosowiskach Pennines żądano jego pasterskich usług. We wczesnych latach 1980 rozrzucał nawóz na farmie Geralda Hardy`ego, pod Huddersfield. Wielokrotnie piętnowano go wtedy w prasie kolorowej za romans z Allison, 14. Porzuciła Proby`ego w dniu swoich 17-tych urodzin. Do tego czasu byli kochankami.

    - Czy nie masz żadnych wątpliwości, w związku z tym, co zrobiłeś?

    - Nie. Nadal myślę, że to wszyscy inni się mylą. Powinieneś sam się ożenić – mówi z odrobiną gorzkiej ironii – a potem wychować żonę na dobrą Chrześcijankę. Od takiego neptka.

    W 1985 mieszkał w wiosce Haworth w Yorkshire, ojczyźnie sióstr Brnie, gdzie odwiedzili go założyciele wydawnictwa Savoy Books, ulokowanego w Manczesterze. Byli to Mike Butterworth i jego partner David Britton, który poświęcił swe życie szerzeniu zgorszenia. Britton napisał okropną powieść Pan Horror. Większość kopii tej książki została po jej opublikowaniu w 1990 skonfiskowana przez Policję Większego Manczesteru.

    - Jim leżał rozłożony na obie łopatki, po aferze z Allison – mówi Butterworth – chcieliśmy znów odpalić jego karierę.

    Współpraca w latach siedemdziesiątych P.J Proby`ego z Savoy`em zaowocowała pewną liczbą intrygujących nagrań, zawierających jego wersjami Anarchii w Zjednoczonym Królestwie i Ziemi utraconej TS Eliota.

    - Nie miałem pojęcia, kim był TS Eliot – mówi Proby. – Ale im częściej robię tę Ziemię utraconą, tym lepiej ją kumam.

    - Pewnego dnia świat zrozumie, z jakim geniuszem ma do czynienia, ale wtedy, będzie już za późno – mówi Britton. – Proby jest chodzącym dziełem sztuki. Jego talent winien zostać zachowany dla przyszłych pokoleń.

    Po śmierci matki Brittona, ta trójka spotkała się w jej domu w Saddleworth z widokiem na scenerie Morderstwa na wrzosowiskach. Tam z Proby`m ćwierkającym jak skowronek na temat zimmerowskiego umeblowania, które należało do zmarłej, pracowali nad jego singlem Hardcore, który niestety mnie ominął, pozostając najbardziej brutalną płytą, jaka kiedykolwiek została wydana. („Wszystko o czym wy wszyscy myślicie to żarty – powiedział kiedyś Proby – myślę, że to nudy na pudy.”)

    Butterworth mówi, że Savoy przestał współpracować z Probym „ ponieważ zażądał £ 2.000 za przeczytanie jednego wiersza. Powiedziałem: – Jim: to tylko dziewięć linijek. – On powiedział: – możliwe, ale mój głos zostanie u was na zawsze.”

    P.J. Proby powrócił na West End w 1993, gdy producent Bill Kenwright zatrudnił go w musicalu Jacka Gooda Good dziś w nocy tańczy rockendrola. („Kenwright – mówi Proby – był moim wybawcą.”) On zagrał samego siebie w widowisku będącym hołdem dla Roy`a Orbisona Only The Lonely, i w dwa lata później dał inspirujący występ w trasie zespołu The Who, który wyprodukował Quadrophenię.

    Jego współpraca z Markiem Almondem w Wczoraj odeszło spotkała się z powszechnym aplauzem. Był to także tytuł singla z wydanego przez EMI w 1997 albumu Legend.

    - Nic – pisze Almond, w swojej autobiografii z roku 1999 – nie przygotowało mnie na diabła, którego miał w sobie P.J. Proby. – W innym miejscu Almond zaklina się, że Proby, który czuł się wykorzystywany przez EMI zaatakował realizatora w studiu nagrań.

    - P.J. wrzasnął: „byłeś kiedyś w więźniu? Bo ja byłem, mam tu ręczny granat i zaraz zabiorę go do biurowca EMI i wysadzę ich w powietrze.” Brzmiało to śmiertelnie poważnie.

    - Czy widziałeś kiedyś film „Rzeka Czerwona”? zapytał Proby, mniej więcej w tym samym czasie, niezależnego producenta Johna Walsha. – Z Johnem Waynem i Montgomery Cliftem? To byliśmy my. Monti był drącym mordę pedałem, który nie mógł zmusić się, żeby dotknąć kobietę.

    Przy odrobinie szczęścia i mniej nieobliczalnej gwieździe, Legend, firma córka, która uzyskała ograniczoną promocję – mogła spowodować powrót Proby`ego do głównego nurtu. Gdy pisałem ten artykuł, byłem na ranczu z Probym i producentem płyt Davidem Ardenem, który w miesiącach poprzedzających śmierć Jamesa Browna zrobił dobry interes z Brownem, który nagrał dla niego album piosenek Caba Callowaya`a. Byłoby ciekawe zasugerowałem, gdyby sprawić, by Proby wrócił do swoich korzeni country z nowszymi piosenkami: jak mógłby zabrzmieć jego potężny głos w I`m A Mess Nicka Lowe`a, I Drink Mary Gautier albo Indoor Fireworks Elvisa Costello?

    Proby natychmiast podchwytuje pomysł.

    - Mieć pomysł dla P.J. to jedna rzecz – powiedział mi przyjaciel piosenkarza. – Realizacja to zupełnie inna sprawa. Zapytaj Jacka Gooda.

    Good, bez którego instynktu pełnego wyobraźni, P.J. Proby nigdy by nie przetrwał, nie znalazł czasu na rozmowę potrzebną do tego artykułu. We wczesnych latach 1990 opisywał Proby`ego jako „Jekylla i Hydea – on ma dwie osobowości, które walczą, by zdobyć nad nim kontrolę. Demon chce zniszczyć Jima i niestety, zwykle wygrywa. Gdyby występował regularnie, byłby większy, niż Elvis, większy niż The Beatles, większy niż Rolling Stones. On jest największym cholernie utalentowanym rockendrolowym piosenkarzem na świecie. To jest straszne i takie smutne.”

    Jack ukrywa się przede mną – mówi P.J. Proby – bo uważa, że ja chcę, żeby on napisał dla mnie musicalową wersję Kupca weneckiego.

    Wyrzuty sumienia nigdy nie były mocną stroną P.J. Proby`ego i nie jest on facetem, którego wybralibyście by bronił was przed sądem. Obudził się po jednej ze swoich obłędnych balang w Chelsea, by usłyszeć Gary Leeds, perkusistę od Scotta Walkera, który rozmawiał przez telefon płacząc: „mamusiu – błagam – przyślij mi pieniądze, ten P.J. Proby jest cholernym zboczeńcem”. Wynika z tego, że bezdyskusyjnie nieznośne zachowanie Proby`ego kończyło się, gdy trzeźwiał. Upokorzenie nie wystarczyło jednak by oddalił się od Burbona.

    Jak ci się wydaje, dlaczego twój alkoholizm rozwinął się tak nagle?

    - Alkohol zawierał ból. Dzięki niemu przestawałem myśleć o rzeczach o których myśleć nie chciałem.

    Takich jak?

    - Moja pierwsza żona… Napatrzyłem się na mamusię i na to co robiła mężczyznom.

    W jakim sensie?

    - W tym sensie, że nie była wierna mojemu ojcu.

    Wcześniej opisałeś sam siebie, jako nieśmiałego; z którym nie chcą się zadawać silni ludzie.

    - Piłem, bo dzięki temu miałem odwagę, by robić rzeczy, których normalnie bym nie robił.

    Takie, jak?

    Podrywanie dziewczyn.

    Według Marka Almonda ekscesy, na jakie pozwalał sobie PJ Proby mają swoje źródło „w lęku, jego niepewność, izolacja i tłumienie uczuć wpędzały go w depresję.”

    Występy na żywo, przyznaje Proby, kosztowały go wiele nerwów. Właśnie rozpoczął jedną ze swoich rzadkich tras solowych; z garderobą mieszczącą się w jego Winnebago zaparkowanym obok sali koncertowej. Jest w wyjątkowo dobrym nastroju, ostatnio zjawił się w teatrze Birkentheatre na 36 godzin przedtem, nim wszedł na scenę, bez objawów zaniepokojenia, porywając swą lojalną publiczność.

    - Gdy tylko przestałem pić, wspomina – wzięli mnie do Michael Barrymore Show. Bałem się. Nim zaczęliśmy, Michael zapytał mnie, czy wziąłem walium; powiedziałem, że nie. Potem nie przestawał mnie pytać, jak czuję się występują cez drinków lub trankwilajzerów. Zdałem sobie sprawę, że praca bez alkoholu jest nie tylko dobra, jest lepsza. Dziś nie mam problemów w konfrontacji z czymkolwiek.

    Nawet z niepowodzeniem?

    - Nawet. Nawet, gdy czuję, że nie jestem wart złamanego grosza.

    Jeżeli jest jakaś emocja, którą wyraża, to chyba tylko frustracja gracza, który wie, że wielka gra już się dla niego skończyła. Jego następny koncert w Carnegie Hall może odbyć się w sali w Dunfermline, która nazywa się tak samo, a nie tej na Manhattanie, ale P.J. Proby, nie jest jeszcze gotowy, żeby się poddać.

    - Ten ogród przypomina mi raj, który utraciłem, mówi. W czasach, kiedy miałem wszystko dziedziniec był zawsze bardzo zadbany; trawniki równiutko przystrzyżone. Ten ogród każdego dnia przypomina, że codziennie jest jakaś praca do zrobienia. Choć z czasem mam ochotę uciec z tych zarośli.

    Przegadaliśmy 5 godzin, nim uruchomił zardzewiałego Cadillaca, którego zatrzymał jako honorową odznakę, by jeździć nim do pobliskiego Evesham. Jest piękne popołudnie kończącego się lata; gdy docieramy na parking przy stacji kolejowej, przechodnie podnoszą oczy by na niego popatrzeć. Proby, który kiedyś delektował się tym rodzajem uwagi, nie odwzajemnia tych spojrzeń, lecz odwraca głowę w stronę jesiennego słońca, czekając na burzę, która przyniesie mu trochę wytchnienia.

    Komentarze [5901]

    Nowsze